Zmarł Zvi (Cwi) Bergman, prezes Związku Byłych Mieszkańców Łodzi w Izraelu.
Jako prezes Związku Byłych Mieszkańców Łodzi w Izraelu Zvi Bergman bardzo cieszył się, że w Łodzi zaczęto dbać o pamięć związaną z żydowską społecznością. – To bardzo ważne. My odejdziemy, ale chcemy, aby nasze dzieci i wnuki tu wracały. Zależy nam na tym, by kojarzyły Łódź nie ze śmiercią i gettem, ale z bogatym życiem żydowskim, które tu kiedyś było – podkreślał.
W łódzkim Parku Ocalałych jest drzewko Zvi Bargmana z numerem 371.
Będziemy o nie dbać, Heńku. Możesz być spokojny...
"To jest moje miasto. Miasto mojej rodziny, moich przyjaciół, mojej pierwszej miłości. Chcę, żeby tu przyjeżdżały moje dzieci i wnuki i żeby czuły chociaż cząstkę tego, co ja, kiedy tu wracam".
Zvi Bergman urodził się 10 sierpnia 1922 roku w Zduńskiej Woli, ale czuł się łodzianinem. W czerwcu 1939 r. zrobił małą maturę i dostał tytuł technika włókiennika. Chodził do szkoły powszechnej przy ul. Rybnej, potem przy Zgierskiej, naukę kontynuował w szkole przemysłowej na Pomorskiej 48, gdzie uczył się zawodu włókiennika. Wiele lat po wojnie wraz ze szkolnymi kolegami odsłonił tablicę pamiątkową na budynku, gdzie dziś mieści się siedziba pedagogiki Uniwersytetu Łódzkiego. Praktykę rozpoczął w fabryce krawatów przy ul. Narutowicza. Niedługo potem wybuchła wojna. Gdy Niemcy tworzyli getto, Bergmanowie nie musieli się przenosić, bo mieszkali na Bałutach, przy Ciesielskiej. Zvi podjął pracę w biurze ewidencyjnym i - jak przed wojną - działał w organizacji syjonistycznej. W sierpniu 1944 roku wywieziony jednym z ostatnich transportów do Auschwitz, a potem innych obozów. Po wojnie na krótko wrócił do Łodzi szukać swoich krewnych, w lutym 1948 roku wraz z nowo poślubioną żoną Jutą dotarli do Izraela. Tam urodziły się ich dzieci – Ruti i Beni, a potem wnuki i prawnuki. W tym roku Zvi świętował 95 urodziny. Zvi miał sześcioro wnuków i jedną prawnuczkę.